Dzień Australii, Dzień Inwazji, Dzień Prztrwania, Dzień Żałoby.
Tak różnie nazywają Australijczycy 26 stycznia, czyli jedno z głównych narodowych świąt. Ustanowione ono zostało na pamiątkę lądowania Pierwszej Floty w Zatoce Botanicznej w 1788 roku. Flota przybyła do Zatoki kilka dni wcześniej, jednak kapitan (a jednocześnie pierwszy gubernator) Phillip właśnie 26 stycznia odczytał rozkaz króla ustanawiający nową kolonię karną.
Australia Day to dzień ustawowo wolny od pracy i tradycyjnie większość Australijczyków tego dnia odpala gazowego grilla (a raczej BBQ), otwiera piwko i wraz ze znajomymi oddaje się błogiemu lenistwu pod letnim niebem. Nie inaczej było ze mną - kilka dni wcześniej upolowałem moje własne BBQ za $20 na lokalnej facebookowej grupie Armidale Buy, Swap & Sell (swoją drogą polecam, bo krótki przegląd tego, co ludzie sprzedają, daje dosyc wierny obraz życia w tzw. rural Australia - https://www.facebook.com/groups/buyswapsell/?fref=ts). Nie zabrakło również ślizgawki, muzyki (Hottest 100 w najpopularniejszym radiu Triple J) i dobrego jedzenia.
W tle burgery z marchewki, mogę zdradzić przepis ;) |
Slip'n'Slide czyli folia, płyn do mycia naczyń i woda ze szlaufa |
26 stycznia ogłaszane są również wyniki konkursu "Asutralijczyk Roku", i to właśnie laureat tej nagrody z 2014 roku, aborygeński fubolista Adam Goodes, zwrócił moją uwagę na niekoniecznie zdrową amosferę wokół tego święta. O ile jednak w zeszłym roku czułem, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałem do końca co takiego, to w tym roku wszystko stało się dla mnie dosyć jasne.
Adam Goodes jest jednym z najlepszych graczy futbolu australijskiego (chociaż nie pytajcie mnie o to, czym sie różni od jakiegokolwiek innego futbolu, bo nie mam pojęcia). Kontrowersje wokół jego osoby wybuchły z całą mocą kiedy w 2013 roku, podczas meczu, 13-letnia dziewczyna siedząca w pierwszym rzędzie nazwała go "małpą" kiedy stał obok. Goodes natychmiast poinformował o tym sędziów, a dziewczyna została wyrzucona ze stadionu. Prezes przeciwnej drużyny później przeprosił go za to zachowania, podniosły się jednak głosy, że dziewczyna nie miała świadomości, że określenie to jest rasistowskie.
Począwszy od tego momentu, kiedykolwiek Goodes był przy piłce, był wybuczany przez fanów przeciwnej drużyny. Na każdym meczu, kiedykolwiek Goodes miał piłkę, z trybun rozlegało się buczenie. Po otrzymaniu tytułu Australijczyka Roku 2014, wykorzystywał on swoją pozycję aby zwracać uwagę opinii publicznej na problemy Aborygenów, w tym niesprawiedliwości i zbrodnie jakie ich spotkały z rąk europejskich osadników i ich potomków. Buczenie nie ustało aż do końca jego kariery, kiedy w 2015 odszedł na sportową emeryturę.
Co ciekawe kwestia buczenia była głośno dyskutowana w kraju, ocierając się aż o premiera. Wielu komentatorów broniła prawa kibiców do buczenia na graczy przeciwnej drużyny, sugerując że chodzi nie o sprawę nastolatki, ale o styl gry Adama. Trudno jednak przyjąć takie wyjaśnienia, bo buczenie zaczęło się właśnie po tym incydencie. Z drugiej strony podnoszono głosy, że jest świetny przykład wszechobecnego w Australii rasizmu i konsekwencja nierozliczenia się białych mieszkańców z historią podboju kontynentu.
Warto może przytoczyć tutaj kilka faktów.
Aborygeni, albo Pierwsi Australiczycy (First Nations - nieprzetłumaczalne, bowiem po polsku słowo "naród" odnosi się do XIX-wiecznej koncepcji państwa narodowego) żyją w Australii od kilkudziesięciu tysięcy lat. Według badań pierwsi Aborgeni dotarli tutaj ponad 50 000 lat temu i jest to najstarsza trwająca cywilizacja na świecie.
![]() |
Mapa Pierszych Ludów - źródło: http://www.abc.net.au/indigenous/map/ |
W momencie przybycia Pierwszej Floty były na kontynencie co najmniej 500 klanów/ludów/grup, mówiących w kilkuset językach. W latach po przybyciu białych osadników, w wyniku wojen i przywleczonych chorób, zginęło 90% rdzennych mieszkańców, a obecnie Aborygeni stanowią około 2,4% ludności (460 tys z 22 mln).
Przede wszystkim jednak Aborygeni podnoszą najważniejszą kwestię - że to narodowe święto zbudowane jest na wielkim kłamstwie, bo Anglicy nie mieli prawa ustanowić ani tej kolonii, ani żadnego innego stanu na kontynencie.
Australię ufundowano na podstawie prawa Terra Nullius, ziemi niczyjej. Już na pierwszy rzut oka coś jest nie tak, bo zasada ta stosuje sie do ziemi, których nikt wcześniej nie wziął w posiadania, na przykład niezamieszkałych wysp na oceanie. Tymczasem Aborygeni przez ponad 50 tys lat tworzyli na kontynecie ład polityczny i społeczny. Co ciekawe poza jednym przypadkiem (umowa pomiędzy farmerem Johnem Batmanem a starszyzną klanu Wurundjeri) żaden lud nigdy nie sprzedał ani nie oddał swojej ziemi europejskim osadnikom. Ta jedna umowa została zresztą unieważniona przez gubernatora Nowej Południowej Walii który stwierdził, że jedynie Korona Brytyjska może dysponować ziemią w kolonii. Jako oficjalny powód unieważnienia umowy gubernator podał fakt, że Aborygeni nie mają żadnego prawa właśności do żadnej ziemi w Australii, a zatem nie mogą jej sprzedać.
Podstawą do podbijania krajów takich jak Australia była bulla "Terra Nullius" papieża Urbana II z 1095 roku, jak również bulla “Inter Caetera” papieża Aleksandra VI z 1493 roku, która nawoływała chrześcijan do podbijania "barbarzyńców" i usankcjonowała podbój Nowego Świata, począwszy od wyprawy Kolumba.
Dlaczego o tym piszę w kontekście Australia Day? Otóż od jakiegoś czasu coraz częstsze są głosy nawołujące do zmiany tej daty. Rdzenni Australijczycy argumentują, że dla nich ten dzień jest symbolem śmierci, zniewolenia i utraty własnej ziemi.
Trudno się z tym nie zgodzić.
Przez lata Aborygeni byli pozbawieni wszelkich praw, byli zabijani w walkach o ziemię, a następnie poddani dyskryminacji. Często spotyka się ciekawostkę, że dopiero w 1967 roku usunięto ich z list fauny kontynentu. Nie jest to prawda, ale faktycznie w 1967 roku zmieniono konstutycję, która mówiła że parlament tworzy prawa dla ludzi wszelkich ras, poza Aborygenami. Ponadto rdzenna ludność nie wliczała się do liczby mieszkańców Wspólnoty czy Stanu, na podstawie której wyznaczano liczbę reprezentantów do parlamentu.
Od 1905 roku aż do lat 70-tych państwo prowadziło program zabierania dzieci z aborygeńskich rodzin i umieszczania ich u białych rodziców zastępczych w celu ich "wybielenia". Cały ten proces określa się jako "stolen generations", ukradzione pokolenia, a wokół tej historii osnuty jest film "Rabit-proof fence" z 2002 roku.
Aborygeni statysticznie niemal 15 razy częściej trafiają do więzień (w Australii Zachodniej 20 razy), 30% kobiet i 48% młodych w więzieniach to Aborygeni. Stopa bezrobocia jest 3-krotnie wyższa,frekwencja w szkołach znacznie niższa, znacznie powszechniejsze są różne choroby, w tym te łatwo wyleczalne, a Aborygeni i mieszkańcy wysp Cieśniny Torresa, żyją 10-17 lat krócej niż pozostali Australiczycy (te i więcej statystyk: http://www.creativespirits.info/aboriginalculture/people/#axzz3za2MK1C5)
Rząd jakiś czas temu rozpoczął program "Close the gap", który miał zmiejszać nierówności i wyrównywać szanse. Chociaż pod niektórymi względami się to udało, na przykład różnica w oczekiwanej długości życia zmniejszyła się o 15% pomiędzy 1998 a 2006, to między 2006 a 2013 nie zanotowano żadnej poprawy. Wiele innych celów również nie osiągnięto lub była konieczność ich urealnienia (http://www.smh.com.au/federal-politics/political-news/are-we-really-closing-the-gap-seven-brutal-realities-facing-indigenous-australians-20150827-gj9h1l.html). W dodatku były już (dzięki Bogu) premier Tony Abbot pod koniec swojego urzędowania zapowiadał cięcia w finansowaniu tzw. remote communities, czyli społeczności Aborygenów żyjących z dala od aglomeracji. Uzasadniał to koniecznością oszczędności, a o ludziach tam mieszkających powiedział, że jest to "styl życia" który wybrali, więc muszą się liczyć z konsekwencjami. Niewątpliwie takie cięcia nie pomogłyby w wyrównywaniu szans, skoro nawet dziś ludzie w tych społecznościach tracą wzrok z powodu (wyleczalnej!) jaglicy, podobnie jak w krajach subsaharyjskiej Afryki. Państwowy kanał ABC określił tę sytuację jako "narodową hańbę" jednego z najbogatszych państw na świecie.
Co roku 26 stycznia w Australii ujawnia się boleśnie drzemiący w kraju rasizm. Kiedy radio Triple M z Melbourne wplotło aborygeńską flagę w swoje logo, odezwalo się wiele osób twierdzących, że to nie jest australijska flaga. Z krytyką spotkało się również google, które w Australii wyświetlało rysunek 10-letniej uczennicy z Canberry pt. "Stolen Dreamtime" (Dreamtime, Czas Snu, to dla Aborygenów okres zanim Tęczowy Wąż stworzył ziemię). Przedstawia on matkę opłakującą odebrane jej dzieci.
Krytycy jakby zapomnieli, że rok wcześniej doodle wyglądał tak...
Oprócz głosów za zmianą daty odzywają się również głosy za zmianą flagi, bo obecna zawiera Union Jack - flagę Zjednoczonego Królestwa. No i w końcu wiele osób nawołuje do ogłoszenia Republiki i wyjścia spod panowania brytyjskiej korony (Elżbieta II jest oficjalnie królową Australii, a kraj ma królewskiego Gubernatora). Zanim jednak to nastąpi musi minąć jeszcze wiele czasu...
Czy należy zmienić datę narodowego święta? To trudne pytanie. Historię piszą zwycięzcy i w tym przypadku widać to bardzo wyraźnie.
Dla Aborygenów przybycie Europejczyków miało takie konsekwencje jak inwazja Niemiec i ZSRR na Polskę w 1939 roku. Różnica jest taka, że proporcjonalnie do obecności Aborygenów w Australii, te 228 lat odpowiada 3 miesiącom istnienia Polski jako kraju.
Co roku obchodzony jest ANZAC Day (Australia and New Zealand Army Corps), upamiętniający tych, którzy stracili życie w walkach I i II Wojny Światowej na frontach całęgo świata. Często słyszy się wtedy "Lest We Forget", będziemy pamiętać. Jednocześnie kiedy Aborygeni mówią, że 26 stycznia jest dla nich bolesną datą, często słyszą "get over it". Kiedy wychodzą tego dnia z domu, wszędzie wiszą flagi będące dla nich symbolem zniewolenia - na samochodach, w sklepach, na przenośnych lodówkach, klapkach, koszulkach, czapkach, okularach... Swoją drogą flaga Australii staje się czymś w rodzaju popkulturowego symbolu, jak puszki zupy Campbella. Jednocześnie ci ludzi, którzy noszą ją na klapkach, oburzają się niezmiernie kiedy ktoś wywiesi na samochodzie czerwono-czarno-żółtą flagę Aborygenów...
![]() |
Stubby holder, czyli neoprenowy ochraniacz na butelkę piwa. Klasyczny przykład specyficznego australijskiego podejścia do narodowych symboli. |
Co roku 26 stycznia w całym kraju ludzie upijają się do nieprzytomności z nogami w małym dmuchanym basenie i ze swojego kempingowego składanego krzezełka oglądają sztuczne ognie, ufundowane przez lokalne samorządy. W tym samym czasie niecałe pół miliona Aborygenów wspomina ludzi spychanych końmi do oceany w Australii Zachodniej, bo nie chcieli oddać ziemi hodowcom bydła. Wspominają święte miejsca, które teraz są wielkimi kopalniami odkrywkowymi założonymi przez międzynarodowe korporacje które unikają płacenia podatków i wyprowadzają zyski za granicę. Wspominają malowidła naskalne, które wysadzono żeby usypać falochrony.
Co roku biali Australijczycy owijają się flagami (oczywiście wyprodukowanymi w Chinach) i wsiadają do swoich samochodów oklejonych Krzyżami Południa i wizerunkami Neda Kelly'ego żeby świętować Dzień Australii. Cięzko jest mi oprzeć się wrażeniu, że niezbyt myślą oni o tym, że ich dom stoi na ziemi odebranej siłą, często przelewając krew ludzi mieszkających tu od 50 tysięcy lat. Ludzi, których ustne opowieści sięgają 10 tysięcy lat wstecz (http://theconversation.com/ancient-aboriginal-stories-preserve-history-of-a-rise-in-sea-level-36010). W tej skali moja obecność tutaj, a nawet te 228 lat od przybycia pierwszych osadników, to mgnienie oka. Moim zdaniem jeśli nie można zmienić daty, to nalezy zmienić nazwę, np. na Reconciliation Day, Dzień Pojednania. Bo dopóki cały kraj nie przepracuje swojej historii i nie przyzna się również do tych mniej przyjemnych jej części, to ciężko będzie patrzeć w przyszłość. Ale to dotyczy każdego kraju.