Wstyd się przyznać, że tak długo nie udało mi się dodać kolejnego wpisu, ale zamiast narzekać lepiej napiszę co słychać.
W Armidale jestem już zadomowiony, nawet się nie gubię jadąc z domu na uczelnię i z powrotem. W tak zwanym międzyczasie próbuję ogarnąć kilka rzeczy które sobie zaplanowałem na mój pobyt w Australii, a na które mogę nie mieć czasu jak zacznie się harówka. Jedną z nich jest prawo jazdy na motocykl. Ogólnie procedura robienia prawa jazdy jest tutaj bardzo przyjazna ludziom. Wygląda to w przypadku motocykla następująco: trzeba odbyć dwudniowy kurs z podstaw jady (2 x 3,5h) i zdać teoretyczny egzamin z przepisów, wtedy się dostaje prawo jazdy "L" na 12 miesięcy i można jeździć po ulicach. Jedyne ograniczenia to pojemność motocykla (660 ccm), prędkość do 90 km/h i zakaz wożenia pasażerów. Po roku trzeba odbyć kolejny kurs, zdać egzamin z jazdy i dostaje się tablice P1, po roku bez podpadnięcia P2 a potem po 2 latach pełne prawo jazdy. A jako że mam ponad 25 lat to mogę pominąć nawet P2. No więc poszedłem do urzędu i się dowiedziałem, że w sumie jak mam międzynarodowe prawo jazdy, to mogę dostać prawo jazdy z NSW bo uznają tutaj polskie prawko. Ale żeby to zrobić, muszę być w Australii nieprzerwanie przez 6 miesięcy. No i nie mogę dostać prawka L jeśli mam międzynarodowe prawko na samochód, muszę najpierw wyrobić to Australijskie. No ale to za 4 miesiące. Co innego, gdybym nie miał żadnego prawka, wtedy mógłbym dostać L od ręki. Na moją sugestię, że przecież oni nie mogą więdzieć że mam polskie prawko pani w okienku mi odpowiedziała że niby racja, ale przecież jej powiedziałem że mam...
No nic, po prostu poczekam 4 miesiące i przeniosę swoje prawko na to z NSW. Dodatkowa korzyść będzie taka, że będę miał australijski dokument torzsamości, bowiem tutaj jak w UK nie ma dowodów osobistych a do udowodnienia kim się jest trzeba mieć paszport albo prawo jazdy.
Z ciekawostek to moje pierwsze tygodnie na uczeli mijają pod znakiem niekończących sie kursów. Pierwszy był kurs Animal Ethics. To taka komórka na uczelni od której zależy, czy zrobię swój doktorat. Jak im się nie spodoba mój wniosek, to nici z finansowania moich badań. A jedną z gorszych przewin jest złożenie wniosku na złym formularzu. Tyle tylko, że wypełnienie wniosku trwa jakieś 2 tygodnie, a wnioski na stronie zmieniają się bez ostrzeżenia...
W ramach kursów dalej czeka mnie szkolenie z pierwszej pomocy, potem z jazdy quadem (mamy 2 quady zakupione z projektu na stałe na powierzchniach badawczych), następnie dwudniowy kurs z obsługi pilarki spalinowej, potem kurs jazdy terenowej samochodem... To chyba z grubsza wszystko. Na wszystko musi być papier!
W ramach pomocy moim kolegom i koleżankom z labu udało mi się wyrwać kilka razy w teren. Motywem przewodnim ciągle są fotopułapki. Rozstawiamy więc fotopułapki w najróżniejszych konfiguracjach, w tej chwili w terenie rejestruje 285 fotopułapek, przy czym co jakiś czas zmieniane są ich lokalizacje i ustawienia. Jednym z eksperymentów jest rozstawianie fotopułapek przed martwym kangurem żeby ustalić jak poszczególne gatunki znajdują i wykorzystują padlinę.
Oprócz tego w ramach łapania psów i kotów trzymałem w ręku swojego pierwszwego oposa! Na początku małym szokiem było dla mnie, że do łapania psów, kotów i lisów (a przy okazji również niezbyt mądrych oposów) używa się pułapek-potrzasków. Okazuje się jednak, że to jedyny sposób żeby w rozsądnym czasie złapać zwierzęta. Potrzaski są małe, nie mają "zębów" j
ak te z filmów tylko miękką krawędź a dodatkowo są zmodyfikowane tak, że nigdy nie zatrzaskują sie do końca żeby nie złamać zwierzęciu nogi. No i mój promotor twierdzi, że testował je najpierw na sobie...
 |
Po wszczepieniu mikroczipa i rozmasowaniu łapki opos wrócił na swoje drzewo. |
W ramach tej samej wycieczki jeszcze przepiękny pyton rombowy. Nie jest jadowity, ale ukąsić może, więc lepiej trzymać dystans.
A na koniec wycieczki jeszcze niełaz plamisty - w pułapce no i z obrożą gps. Chyba podobnie jak oposy niezbyt mądry.
 |
Bardzo sprytna torba do obrabiania złapanych niełazów - zwężająca się z jednej strony, a na całej długości rzep. Jak chcemy niełazowi wszczepić mikroczip, to odpinamy rzep na karku. W ten sposób zwierzę nie zrobi sobie krzywdy a i nas nie ugryzie. |
 |
Tu próbowałem zrobić zdjęcie wypuszczanemu niełazowi, ale aparat niestety jest zbyt wolny ;) |
Na razie tyle, bo jutro z rana ruszam w teren i muszę już spać, ale niedługo wrzucę więcej zdjęć z mojej pracy w terenie!