Stało się! W końcu ruszyłem z moimi pilotażowymi odłowami pałanek.
Dlaczego akurat ten gatunek? Wybrałem pałanki kudu (ang. common brushtail possum,
Trichosurus vulpecula) jako model dla średniej wielkości rodzimego, częsciowo nadrzewnego ssaka.
Tutaj niestety potrzebny jest większy wstęp. Zanim przyjechałem do Australii miałem o tym kraju słabe wyobrażenie i myśląc o żyjących tu zwierzętach raczej widziałem kangury skaczące przez czerwoną półpustynię niż oposy biegające po drzewach. Tymczasem moja grupa badawcza pracuje w zgoła innych warunkach, mianowicie w eukaliptusowych lasach na płaskowyżu Nowej Anglii. Ten region określany jest tutaj jako strefa umiarkowana, chociaż jest tutaj znacznie bardziej sucho i trochę cieplej niż w Europie. Moje powierzchnie badawcze wznoszą się ok 1000 m n.p.m., a na wschód rozciągają się przełomy opadające kilkaset metrów i przechodzące w równiny, ciągnące się aż do oceanu.
W tych lasach australijskiej strefy umiarkowanej dominują oczywiście eukaliptusy. Co niezmiennie od mojego przyjazdu mnie fascynuje, to liczba nadrzewnych gatunków, które tu występują. Pałanki i lotopałanki, nadrzewne gryzonie, a do tego nietoperze i ptaki, wszystkie one konkurują ze sobą o kluczowe zasoby - dziuple. Wszystkie te zwierzęta potrzebują dziupli jako schronienia albo miejsc gniazdowania, tymczasem liczba dziupli jest znacznie ograniczona, bowiem w Australii brakuje pewnego ważnego czynnika, który występuje na północnej półkuli - dzięciołów. Tutaj dziupla może powstać jedynie w wyniku działania pożarów i grzybów, no może od pewnego momentu z małą pomocą papug. Ciągle jednak powstanie dziupli to kwestia kilkudziesięciu lat!
Wiele różnych badań dowiodło, że właśnie liczba oraz jakość dziupli jest czynnikiem ograniczającym liczebność wielu gatunków (po zawieszeniu budek lęgowych zagęszczenia wzrastały). Często mają one bardzo konkretne wymagania - dziupla musi być odpowiednio głęboka, o odpowiedniej wielkości otworu i w odpowiednim wieku, więc trochę jak z naszymi dziuplami dzięciołów, tylko skala czasowa jest zupełnie inna, bo idzie w dziesiątki lat.
W ramach mojego doktoratu próbuję zrozumieć jak obecność (albo brak) psów, lisów i kotów wpływa na rodzime ssaki. Pałanka kudu jako modelowy gatunek ma kilka zalet. Po pierwsze jest zjadana przez psy, lisy i koty (a także przez warany, pytony, sowy i inne ptaki drapieżne...). Ze wszystkich żyjących w dziuplach gatunków spędza najwięcej czasu na ziemi, więc spodziewam się zmian w zachowaniu w zależności od aktywności naziemnych drapieżników. Czy pałanki będą spędzały mniej czasu na ziemi? A może będą schodzić na ziemię w innych porach dnia/nocy? Czy będą przemieszczać się po ziemi na krótsze albo dłuższe dystanse, czy będą spędzać więcej czy mniej czasu żerując? Oprócz tego czy drapieżnictwo ma wpływ na liczebności, strukturę wiekową i proporcje płci u oposów? I jeśli tak, to czy ma to pośredni wpływ np. na lotopałanki, które właściwie nie schodzą na ziemię, ale muszą konkurować o dziuple i pokarm? Na te pytania spróbuję odpowiedzieć przez serię eksperymentów prowadzonych na kilku powierzchniach, wśród których są takie z dużą aktywnością psów, takie gdzie psów jest dużo, ale są regularnie usuwane przez trucie, łapanie i odstrzał oraz takie, gdzie psy usunięto kilkadziesiąt lat temu i zasadniczo do dzisiaj nie wróciły.
Na razie, żeby sprawdzić wykonalność moich pomysłów i nabrać wprawy w pracy z tym gatunkiem, rozstawiliśmy na jednej z powierzchni w kwadracie 25 pułapek, w odstępach 100m. W każdej pułapce jest pół jabłka (odmiana pink lady, osobiście nie przepadam), a wokół pułapki lekko podgniłe banany i ocet jabłkowy żeby zachęcić oposy do wejścia do pułapki.
 |
Pułapka ustawiona pod obiecującym drzewem - dzisiaj złapał się w nią szalony samiec |
Pierwszego ranka pułapki były puste, co mnie trochę zasmuciło, bo wcześniej widywałem w okolicy dosyć licznie oposy podczas nocnych liczeń z latarką, za to drugiego dnia 2 pułapki były zatrzaśnięte. O dziwo zamiast pałanek w pułapkach były niełazy wielkie - jedna niewielka samica i całkiem dorodny samiec.
 |
Dziwne, pałanki nie mają kropek... |
 |
Nie trzeba było go specjalnie zachęcać żeby się ruszył |
Następnej nocy znowu nic się nie złapało, natomiast w niedzielę, kiedy żadnego z moich promotorów nie było na miejscu, w końcu złapały się 2 oposy. Pierwszy z nich to 0,5 kg samica. W tym wieku raczej nie jest jeszcze samodzielna, ale już zaczyna odkrywać świat na własną rękę. Jej mama najpewniej na w ciągu dnia schowała się w swojej dziupli, a o zmroku się odnalazły. Młoda była urocza, dała sobie wszczepi mikroczip i pomierzyć się ze wszystkich stron.
 |
Jabłko najwyraźniej zasmakowało |
 |
Po wypuszczeniu sprawnie wdrapała się na najbliższe drzewo |
W przeciwnym narożniku z kolei złapała się dorosła samica, z którą było znacznie więcej zabawy. W końcu poprzestałem na zaczipowaniu jej, a i tak z walki wyszedłem z kilkoma zadrapaniami i jednym ugryzieniem.
 |
Torbacze mają torby! |
 |
Najpierw przy próbie zaczipowania porwała torbę... |
 |
a potem po wypuszczeniu zamiast na drzewo... |
 |
pobiegła w przeciwnym kierunku i znikła w buszu |
Ta konkretna powierzchnia znajduje sie stosunkowo blisko, jakieś 2 godziny jazdy od Armidale, ale przy okazji weekendu postanowiłem nie wracać do miasta tylko skorzystać ze świeżo wyremontowanej chatki i z Jess nocowaliśmy na miejscu. Przy okazji przetestowałem mój nowy hamak i chyba będzie to mój ulubiony sposób na spanie w plenerze. W nocy złapała nas burza, całkiem spektakularna, a po burzy obudził nas biegający po dachu i po ganku szalony opos.


Dzisiaj wybrałem sie sprawdzić pułapki z dwojgiem moich promotorów i w jednej z pierwszych sprawdzanych pułapek był 2,7 kg samiec, całkiem szalony. Udało się go zaczipować, ale o jakichkolwiek pomiarach musiałem zapomnieć, za to mój promotor przekonał sie ostatecznie, że warto zainwestować w przenośny sprzęt do sedacji. Najpewniej będzie to zestaw do podawania leków wziewnie, bo jest najbezpieczniejszy i właściwie od razu można zwierzę wypuścić - zakręca się butlę z lekiem i odkręca butlę z tlenem i po minucie albo dwóch zwierzę odzyskuje pełną świadomość. Jestem pewien, że w ten sposób będzie znacznie bezpieczniejszy i mniej stresujący dla wszystkich zanngażowanych, czyli dla mnie i dla pałanek.
 |
Na drzewie czuje się zdecydowanie lepiej |
Jutro ostatni raz sprawdzam pułapki i zwijam powierzchnię, a potem muszę pomyśleć nad tym co można zrobić lepiej, z czego warto zrezygnować i przygotować się do zbliżającego się Confirmation of Candidature, gdzie będę musiał pokazać różnym ważnym ludziom że wiem co ja to robię i że rokuję na zakończenie tego doktoratu zgodnie z planem.