Po dosyć długiej podróży wylądowałem w Sydney. Jako że miałem już wcześniej nagrany nocleg, chciałem złapać z lotniska pociąg (bilet 3,4$). Ale żeby nie było tak łatwo, to jeśli wsiadasz do pociągu na lotnisku, musisz dopłacić 12$ specjalnej opłaty lotniskowej. Trochę to dla mnie bez sensu, ale na szczęście internet podpowiedział rozwiązanie - wyjść z terminalu i przejść ok. 1,5 km do najbliższej stacji, gdzie dopłata już nie obowiązuje.
 |
Moje tymczasowe lokum |
Dziewczyna, u której miałem się zatrzymać, mieszka w Darlinghurst. Trochę zmylił mnie adres - był tylko numer domu, więc zastanawiałem się jak znajdę na miejscu jej mieszkanie. Tymczasem niespodzianka - Kelly mieszka w uroczym, małym domku na ulicy uroczych, małych domków.
Generalnie to było moje pierwsze wrażenie a temat Sydney - miasto nie przytłacza. W odróżnieniu od np. Warszawy nie ma się ciągłego wrażenia, że wszystko pasuje jak pięść do oka. Miasto łączy w sobie zabytkowe budynki (czyli wszystko, co ma więcej niż 100 lat) oraz nowoczesne, szklane wieżowce. A przy tym całkiem sporo różnego rodzaju parków i skwerów gdzie ludzie zajadają swoje take-away lunche w przerwie w pracy. W samym Sydney mieszka ok. 4,5 mln mieszkańców, ale spacerując po centrum miasta zupełnie nie ma się takiego wrażenia. Wynika to pewnie z faktu, że samo miasto jest rozlane na dosyć dużej przestrzeni i tym samym można sobie pozwolić na mniejszą gęstość zabudowy. A może po prostu tutejsi deweloperzy byli trochę mniej pazerni niż w Polsce i oprócz doraźnego zysku mieli na uwadze również jakość życia mieszkańców?
 |
Tak wygląda zabudowa parę minut spacerem od słynnej opery |
Jakakolwiek byłaby odpowiedź, kolejną rzeczą która rzuca się w oczy podczas zwiedzania miasta jest jego przyjazność. Jest mnóstwo przejść dla pieszych, dosłownie co 50-100 m i, co może się wydawać niewiarygodne, kierowcy zatrzymują się jeszcze zanim człowiek zdąży do niego dojść. Prowadziło to z początku do nieporozumień na linii kierowcy-ja, bo przyzwyczajony do tzw. polskiej szkoły jazdy (czytaj: kierowca zatrzymuje się dopiero, kiedy nie da się ominąć pieszego na pasach bez uderzenia w wózek z dzieckiem albo staruszkę) czekałem grzecznie aż przejadą samochody. Kierowcy natomiast czekali grzecznie, aż raczę
wejść na pasy.
 |
CBD czyli stare sąsiaduje z nowym |
 |
Harbour Bridge - szósty nadłuższy most łukowy na świecie |
Ciekawostka - w ramach projektu odnowy centrum Sydney powstała dzielnica Central Park z być może najciekawszym nowoczesnym budynkiem w mieście - luksusowym apartamentowcem One Central Park. Budynek jest super-zrównoważony i przyjazny środowisku, z wiszącymi ogrodami, panelami fotowoltaicznymi oraz olbrzymią baterią przestawnych luster dostarczających światło do zielonego "skwerku" pomiędzy budynkami. Nawet jeśli to wszystko jest tylko dla picu, to i tak robi wrażenie! Nie mam żadnego dobrego zdjęcia, więc będą zapożyczone:
 |
żródło: www.amagazine.com.au |
 |
żródło: www.itscrowtime.wordpress.com |
 |
żródło: www.selector.com |
Generalnie moje zwiedzanie Sydney opiera się na bardzo prostym kluczu - interesują mnie jedynie te miejsca, gdzie wstęp jest darmowy. Dom, w którym mieszkam znajduje się w Darlinghurst, nieco hipsterskiej dzielnicy położonej na południowy wschód od wybrzeża, opery i centralne dzielnicy biznesowej (CBD). Jest to bardzo przyjemny, 20-minutowy spacer. Największym moim odkryciem w tej najbardziej turystycznej części miasta były ogrody botaniczne.
 |
Czy ktoś widzi różnicę? |
 |
Paprociarnia |
 |
Kukabura chichotliwa (Dacelo novaeguineae) czyli największy zimorodek wcinająca jaszczurkę |
 |
Wszędzie kukabury! |
 |
Kakadu żółtoczuba (Cacatua galerita) - czyli jaki kraj, takie gołębie... |
 |
W ogrodach dotychczas zanotowano 170 gatunków ptaków, z czego 70 jest lęgowych. |
Z ogrodami bezpośrednio sąsiaduje wybrzeże z przystanią promów oraz słynnym gmachem opery. To oczywiście najbardziej rozpoznawalny symbol miasta. Jej budowę rozpoczęto w 1958 a formalnie oddano do użytku w 1973 roku. Jej projekt wyłoniono w wyniku międzynarodowego konkursu, który wygrał duński architekt Jørn Utzon. Wyjątkowo nowatorska jak na tamte czasy, również dzisiaj zachwyca, a w 2007 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Tak na marginesie przypomniało mi się, że w 2000 roku zorganizowano konkurs na projekt Świątyni Opatrzności. Prymas Glemp, który miał decydujący głos, wybrał projekt prof. Marka Budzyńskiego. Kościelnym władzom zabrakło jednak nieco odwagi, bo jak wiemy zamiast tego:
 |
projekt Świątyni Opatrzności Bożej prof. Marka Budzyńskiego, źródło: www.mbarch.pl |
w Wilanowie w bólach powstaje neobizantyjska wyciskarka do cytrusów. W każdym razie gmach opery może się podobać albo nie, ale nie można odmówić mu oryginalności.
Jednak Sydney to nie tylko budynki - przede wszystkim jest to miasto położone nad oceanem z pięknymi plażami pełnymi ludzi. Najpopularniejsza z nich to oczywiście Bondi Beach - boondi w języku aborygenów oznacza dźwięk fal rozbijających się o skały. W weekend ciężko znaleźć miejsce na ręcznik - trochę jak Krynica Morska w lipcu, tylko więcej opalonych blond surferów i większe fale ;) Bondi jest tak popularne, zwłaszcza wśród turystów, że ma swoje własne reality show "Bondi Rescue" o trudnym życiu miejscowych ratowników którzy notorycznie muszą wyciągać z wody nieumiejących pływać azjatów.
 |
Baseny które same napełniają się wodą w czasie przypływu - genialne! |
 |
Oczywiście na plaży musi być fish & chips - trzeba tylko uważać na mewy, bo kradną jedzenie |
I już zupełnie na koniec tego pierwszego postu - przyjechałem do Australii w poszukiwaniu torbaczy. Pierwsze moje spotkanie to oposy biegające nocą po ulicy i ogródku, hałasujące na strychach i wpadające do śmietników. Dostałem jednak cynk, że można im się przyjrzeć z bliska nocą w Hyde Parku. I rzeczywiście, bliskie spotkania trzeciego stopnia - przed Państwem Common brushtail possum (Trichosurus vulpecula), po polsku z niewiadomych względów nazwany Pałanka kuzu (?!). Prawdopodobnie najpospolitszy torbacz Australii, z powodzeniem (niestety) introdukowany również na Nowej Zelandii. W sumie nawet dosyć to pocieszne :)